niedziela, 24 maja 2020

Prof. Marian Zembala: Byłem pacjentem cierpliwym i trochę upartym (WYWIAD)

Prof. Marian Zembala (fot. Adrian Grycuk/
CC BY-SA 3.0-pl/Wikimedia Commons) 
- Gdybym się w tym myśleniu depresyjnym pogrążył, tobym prawdopodobnie nic nie zdziałał. A dla mnie było najważniejsze, co się stanie z "moim szpitalem". Przecież zostałem namaszczony przez samego profesora Religę do kontynuowania jego dziedzictwa - mówi dwa lata po udarze prof. Marian Zembala w długiej rozmowie dla gazeta.pl.

(...) Po udarze miał pan refleksję: "No, Marian, jesteś lekarzem, a się doigrałeś?". 
Oczywiście. Mądry Polak po szkodzie, a zdarza się, że i, niestety, lekarz. Gdybym się w tym myśleniu depresyjnym pogrążył, tobym prawdopodobnie nic nie zdziałał. A dla mnie było najważniejsze, co się stanie z "moim szpitalem". Przecież zostałem namaszczony przez samego profesora Religę do kontynuowania jego dziedzictwa.
Myślałem, że zwariuję z lęku i niepewności

Co pana przed tym uchroniło?
Mój syn Michał powrócił, na moją prośbę, do Polski z dwuletniego stażu naukowego w Szpitalu Uniwersyteckim Montefiore w USA. Powiedział: "Tata, ja wracam do Zabrza. Już za tydzień. Zrobię to dla profesora Religi i - głównie - dla ciebie".
Z Michałem wiążę przyszłość zabrzańskiej kardiochirurgii i transplantologii. Moja córka Joanna, iberystka, pasjonuje się zdrowiem publicznym w Śląskim Uniwersytecie Medycznym. Druga córka, Małgosia, jest cenionym notariuszem we Wrocławiu. I syn Paweł, prawnik z zawodu i z pasji międzynarodowy trener golfa. On poświęcił
mi najwięcej. Przyjeżdżał kilka razy w tygodniu z Wrocławia, by mnie nosić i ze mną ćwiczyć, kiedy moja żona nie miała już siły.
Żona wybudowała nowy dom bez barier architektonicznych, po którym mogę się swobodnie poruszać. Patrzę na piękne łany żółtego rzepaku. Cisza, spokój. Widzę moje kochane wnuki, bawiące się za oknem. Serce mi rośnie. A mój wnuk Olaf, syn Joasi, też jest zainteresowany medycyną. Jest świetny z biologii, fizyki, chemii i informatyki. Mam nadzieję, że pójdzie w ślady dziadka i wybierze medycynę. Z wnuków Jaśminy i Mateusza też jestem dumny.
Nadal jestem dyrektorem Śląskiego Centrum Chorób Serca. Mam też zajęcia ze studentami Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, ale także z Opola, Zielonej Góry i Warszawy. Wyłapywanie talentów daje mi nieopisaną radość i dumę.

Więcej: https://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,25960603,prof-marian-zembala-dwa-lata-po-udarze-z-pomoca-syna-pawla.html
ŹRÓDŁO: "Prof. Marian Zembala dwa lata po udarze: Z pomocą syna Pawła zaczynam stawiać pierwsze kroki", Angelika Swoboda

sobota, 22 czerwca 2019

Czym jest przeszczep serca

Pierwszej na świecie udanej transplantacji serca dokonał zespół chirurga Christiaana Barnarda 3 grudnia 1967 roku; biorcą był Louis Washkansky. Pierwszą w Polsce próbę przeszczepu serca przeprowadził zespół profesorów Jana Molla, Antoniego Dziatkowiaka i Kazimierza Rybińskiego w Łodzi 4 stycznia 1969 r. Wykonawcą pierwszej w Polsce udanej transplantacji serca był prof. Zbigniew Religa – miała ona miejsce 5 listopada 1985 r. w Zabrzu.

W 2014 roku w Australii po raz pierwszy z powodzeniem przeszczepiono pacjentowi serce od dawcy, u którego doszło do całkowitego zatrzymania krążenia, a rok później wykonano w Papworth w Wielkiej Brytanii pierwszy taki zabieg w Europie. 

czwartek, 2 maja 2019

Trzy lata po spotkaniu prof. Zembali

Mijają właśnie trzy lata, od kiedy odwiedziłem prof. Mariana Zembalę w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Chociaż krótka, była to jednak wyjątkowa rozmowa, bo odbyła się 30 lat po naszym pierwszym spotkaniu.

Prof. Zembala był inicjatorem akcji, dzięki której w latach 1984-1990 ponad 400 polskich dzieci z wadami serca trafiło do Utrechtu, by przejść tam operacje, które ratowały ich życie. To było nasze drugie spotkanie. Pierwsze miało miejsce dokładnie 33 lata temu, późną wiosną 1986 roku w mieszkaniu prof. Zembali na jednym z wrocławskich blokowisk, gdzie wówczas mieszkał profesor. Moi rodzice jakimś cudem dostali się do niego na konsultacje. To on m.in. pokierował nas dalej do Holandii, do Utrechtu.

piątek, 5 kwietnia 2019

François Hitchcock: Bogowie? Serce to tylko pompa

Jest ostatnim z żyjących chirurgów, którzy w 1967 roku pod kierunkiem prof. Christiaana Barnarda dokonali w Kapsztadzie pierwszego, udanego przeszczepu serca. W latach 1984-1990 w Uniwersyteckim szpitalu dziecięcym im. Królowej Wilhelminy w Utrechcie zoperował ponad 300 polskich dzieci z wadami serca. Jest kawalerem Orderu Zasługi oraz Orderu Uśmiechu. Z prof. François Hitchcockiem w Amsterdamie rozmawiali Łukasz Koterba i Jakub Guder.

Jak dostał się Pan do zespołu Christiaana Barnarda, który w 1967 roku dokonał pierwszego na świecie przeszczepu ludzkiego serca? 
Urodziłem się w Republice Południowej Afryce, w Pretorii. Moja żona jest Irlandką, pobraliśmy się w Anglii, ale po ślubie wróciliśmy do Kapsztadu. To wtedy podjąłem decyzję, że chce zostać chirurgiem. Myślałem o chirurgii ogólnej. Nie było jednak miejsca dla asystenta na tym oddziale tylko u kardiochirurga Chistiaana Barnarda. Poszedłem więc tam, a potem w tym kierunku kontynuowałem naukę, już na kardiochirurgii właśnie. Gdy w 1967 roku dokonaliśmy historycznej operacji miałem 26 lat i kończyłem pierwszy rok specjalizacji.

Jak Pan wspomina ten dzień? Jaka była Pana rola w tej operacji?
Oprócz głównego chirurga pracowało dwóch asystentów. Ja byłem właśnie takim młodszym asystentem (ang. „junior assistent”). Oczywiście w skład zespołu nie wchodzili tylko sami chirurdzy, ale cały sztab ludzi: anestezjolodzy, kardiolodzy, ludzie obsługujący płucoserce, immunolodzy, hepatolodzy. Liderem był oczywiście profesor Barnard, ale oprócz niego zaangażowanych w tę operację było wiele osób. Specjaliści z różnych dziedzin. Wtedy nie było to dla mnie wielkie wydarzenie. Myślałem, że może w gazetach będą pisać o tym przez tydzień-dwa i to wszystko. To jednak trwało latami. Nawet dziś ta operacja interesuje ludzi i pozostaje czymś niezwykłym.

Dlaczego tak przełomową operację wykonano akurat w RPA, a nie na przykład w Anglii czy Stanach Zjednoczonych?
To się wiązało z postacią samego prof. Barnarda. Miał dużą wiedzę i był bardzo inteligentny, ale akurat jego wiedza specjalistyczna nie było dużo większa niż innych. On jednak przede wszystkim miał odwagę, aby to zrobić. W Stanach Zjednoczonych przeprowadzili wiele badań i też byli już przygotowani do transplantacji serca. Zastanawiali się jednak: co pomyśli o nas reszta świata, jeśli coś takiego zrobimy? A co, jeśli ta operacja się nie uda? Barnard tak nie rozumował. Mówił: “Zrobię to, a potem się zobaczy” (śmiech).

Prof. Marian Zembala: Byłem pacjentem cierpliwym i trochę upartym (WYWIAD)

Prof. Marian Zembala (fot. Adrian Grycuk/ CC BY-SA 3.0-pl/Wikimedia Commons)  - Gdybym się w tym myśleniu depresyjnym pogrążył, tobym ...