Jest ostatnim z żyjących chirurgów, którzy w 1967 roku pod kierunkiem prof. Christiaana Barnarda dokonali w Kapsztadzie pierwszego, udanego przeszczepu serca. W latach 1984-1990 w Uniwersyteckim szpitalu dziecięcym im. Królowej Wilhelminy w Utrechcie zoperował ponad 300 polskich dzieci z wadami serca. Jest kawalerem Orderu Zasługi oraz Orderu Uśmiechu. Z prof. François Hitchcockiem w Amsterdamie rozmawiali Łukasz Koterba i Jakub Guder.
Jak dostał się Pan do zespołu Christiaana Barnarda, który w 1967 roku dokonał pierwszego na świecie przeszczepu ludzkiego serca?
Urodziłem się w Republice Południowej Afryce, w Pretorii. Moja żona jest Irlandką, pobraliśmy się w Anglii, ale po ślubie wróciliśmy do Kapsztadu. To wtedy podjąłem decyzję, że chce zostać chirurgiem. Myślałem o chirurgii ogólnej. Nie było jednak miejsca dla asystenta na tym oddziale tylko u kardiochirurga Chistiaana Barnarda. Poszedłem więc tam, a potem w tym kierunku kontynuowałem naukę, już na kardiochirurgii właśnie. Gdy w 1967 roku dokonaliśmy historycznej operacji miałem 26 lat i kończyłem pierwszy rok specjalizacji.
Jak Pan wspomina ten dzień? Jaka była Pana rola w tej operacji?
Oprócz głównego chirurga pracowało dwóch asystentów. Ja byłem właśnie takim młodszym asystentem (ang. „junior assistent”). Oczywiście w skład zespołu nie wchodzili tylko sami chirurdzy, ale cały sztab ludzi: anestezjolodzy, kardiolodzy, ludzie obsługujący płucoserce, immunolodzy, hepatolodzy. Liderem był oczywiście profesor Barnard, ale oprócz niego zaangażowanych w tę operację było wiele osób. Specjaliści z różnych dziedzin. Wtedy nie było to dla mnie wielkie wydarzenie. Myślałem, że może w gazetach będą pisać o tym przez tydzień-dwa i to wszystko. To jednak trwało latami. Nawet dziś ta operacja interesuje ludzi i pozostaje czymś niezwykłym.
Dlaczego tak przełomową operację wykonano akurat w RPA, a nie na przykład w Anglii czy Stanach Zjednoczonych?
To się wiązało z postacią samego prof. Barnarda. Miał dużą wiedzę i był bardzo inteligentny, ale akurat jego wiedza specjalistyczna nie było dużo większa niż innych. On jednak przede wszystkim miał odwagę, aby to zrobić. W Stanach Zjednoczonych przeprowadzili wiele badań i też byli już przygotowani do transplantacji serca. Zastanawiali się jednak: co pomyśli o nas reszta świata, jeśli coś takiego zrobimy? A co, jeśli ta operacja się nie uda? Barnard tak nie rozumował. Mówił: “Zrobię to, a potem się zobaczy” (śmiech).
Jak dostał się Pan do zespołu Christiaana Barnarda, który w 1967 roku dokonał pierwszego na świecie przeszczepu ludzkiego serca?
Urodziłem się w Republice Południowej Afryce, w Pretorii. Moja żona jest Irlandką, pobraliśmy się w Anglii, ale po ślubie wróciliśmy do Kapsztadu. To wtedy podjąłem decyzję, że chce zostać chirurgiem. Myślałem o chirurgii ogólnej. Nie było jednak miejsca dla asystenta na tym oddziale tylko u kardiochirurga Chistiaana Barnarda. Poszedłem więc tam, a potem w tym kierunku kontynuowałem naukę, już na kardiochirurgii właśnie. Gdy w 1967 roku dokonaliśmy historycznej operacji miałem 26 lat i kończyłem pierwszy rok specjalizacji.
Jak Pan wspomina ten dzień? Jaka była Pana rola w tej operacji?
Oprócz głównego chirurga pracowało dwóch asystentów. Ja byłem właśnie takim młodszym asystentem (ang. „junior assistent”). Oczywiście w skład zespołu nie wchodzili tylko sami chirurdzy, ale cały sztab ludzi: anestezjolodzy, kardiolodzy, ludzie obsługujący płucoserce, immunolodzy, hepatolodzy. Liderem był oczywiście profesor Barnard, ale oprócz niego zaangażowanych w tę operację było wiele osób. Specjaliści z różnych dziedzin. Wtedy nie było to dla mnie wielkie wydarzenie. Myślałem, że może w gazetach będą pisać o tym przez tydzień-dwa i to wszystko. To jednak trwało latami. Nawet dziś ta operacja interesuje ludzi i pozostaje czymś niezwykłym.
Dlaczego tak przełomową operację wykonano akurat w RPA, a nie na przykład w Anglii czy Stanach Zjednoczonych?
To się wiązało z postacią samego prof. Barnarda. Miał dużą wiedzę i był bardzo inteligentny, ale akurat jego wiedza specjalistyczna nie było dużo większa niż innych. On jednak przede wszystkim miał odwagę, aby to zrobić. W Stanach Zjednoczonych przeprowadzili wiele badań i też byli już przygotowani do transplantacji serca. Zastanawiali się jednak: co pomyśli o nas reszta świata, jeśli coś takiego zrobimy? A co, jeśli ta operacja się nie uda? Barnard tak nie rozumował. Mówił: “Zrobię to, a potem się zobaczy” (śmiech).